Wspomnienia Wandy Orniackiej, Ireny i Tadeusza Baryluków

Rodzina Wandy Orniackiej trafiła na te tereny w 1943 ze wschodu do majątku do Grzeszyna jako robotnicy przymusowi. Ponieważ na Wołyniu trwały mordy polskiej ludności, sami zgłosili się wyjazdu do Niemiec. Przewieziono ich do obozu przejściowego we Wrocławiu, a po trzech miesiącach do Ścinawy. Tu odbywał się swoisty targ niewolników. Przyjeżdżali bauerzy z okolicznych majątków i wybierali rodziny, które ich zdaniem były najbardziej zdatne do pracy. Ich rodzinę wybrał sobie właściciel majątku w Grzeszynie. 


 Pani Wanda dobrze wspomina zarówno bauera jak jego zarządcę. Za pracę Polacy otrzymywali kartki żywnościowe i chodzili za nie kupować do Wińska żywność. Wszystkie drogi obsadzone były przez Niemców drzewami owocowymi. Nadszedł styczeń 1945, ruszyła ofensywa “Operacja Wisła Odra”. Gdy Rosjanie byli już w Rawiczu, niemieccy mieszkańcy Grzeszyna, Wińska i innych okolicznych miejscowości dostali nakaz ewakuacji.  Nierzadko zdarzało się, że Polacy, którzy wchodzili do poniemieckich domów, widzieli jeszcze ogień palący się w kuchennym piecu.


 Rosjanie, dyszący żądzą odwetu za zniszczenie ich kraju i zbrodnie, jakich dopuścił się Wehrmacht, spalili w odwecie w Wińsku ponad sto domów, ratusz i szpital. Mordy, rabunki i gwałty na niemieckiej ludności cywilnej były na porządku dziennym.  Pomimo podpaleń w dobrym stanie pozostało sporo domów na rynku i w jego sąsiedztwie. Pozostały niezamieszkane, ponieważ miały bardzo małe podwórka i brak było zabudowań gospodarczych, podczas gdy osadnicy w znakomitej większości przybywali z terenów wiejskich, przywożąc ze sobą krowy i inne zwierzęta gospodarskie. Każdy z nich patrzył, żeby była jakaś stajenka czy chlewik, gdzie można by trzymać konie, krowy, świnie i drób. Pod koniec 1945 cała ulica Mickiewicza była już zajęta. 

IRENA BARYLUK (z domu Kotłubaj): 

 W swoją podróż na Zachód wyruszyliśmy z terenów Białorusi pociągiem. Wagony były towarowe, zadaszone. Za Grodnem, na nowej polskiej granicy, kazano nam wysiąść i załadować się do pociągu z otwartymi wagonami. W naszym wagonie jechała jeszcze rodzina mojego kuzyna, oraz nasze i ich krowy. Był sierpień, często padały deszcze, wszyscy byliśmy przemoczeni. Zamókł cały nasz dobytek. Pociąg często zatrzymywał się w szczerym polu. Wtedy ludzie wybiegali gorączkowo poszukując coś do jedzenia, naprędce kopali kartofle lub zrywali kłosy. Podróż trwała ponad dwa tygodnie. Podczas jednego z poszłam na przechadzkę z bratem i kuzynką Bronią. Naraz pociąg ruszył. Broni udało się podsadzić brata do ruszającego pociągu, ale pociąg jechał coraz szybciej i nam już się wskoczyć nie udało. Zaczęłyśmy biec za pociągiem, zobaczył to mój tato i wyskoczył z toczącego się już dość szybko wagonu. Wziął mnie na ręce, i razem z kuzynką pomaszerowali torami za pociągiem. Na szczęście pociąg miał kolejny postój niedaleko za zakrętem. Potem już do samego końca podróży podczas postojów siedziałyśmy w wagonie i nie wychodziłyśmy nigdzie. Pierwsza stacją na ziemiach odzyskanych był Wąsosz. Ludzie pobiegli szukać mieszkań i domów. Niektórym osadnikom spodobało się tam i wysiedli. My pojechaliśmy dalej. Następny przystanek był w Wińsku. Patrzymy, dwie wieże kościelne. Rozejrzeliśmy się po mieście i zdecydowaliśmy, że tutaj wysiadamy. Zamieszkaliśmy w dużym domu na ulicy Ogrodowej. Mama miała krowę, a tam miejsca było mało, poza tym babcie mieliśmy staruszkę, a schody były strome więc mama postanowiła szukać dalej. Na ul. Zjadowej były piękne domy, tak jak w bajce, z gankami i tarasami. Na wielu z nich wisiały kartki “Zajęte”. Starsza pani, która przyjechała razem ze mną, mówi, “Patrz, ten dom zajęli pyraki (poznaniaki) ale oni tylko pozabierali wszystko z łazienki i dłuższy czas ich nie ma.” Moja mama była taka agresywna, więc zdjęła kartkę i jeszcze tego samego dnia się tam wprowadziliśmy. Miesiąc później przyjechał jakiś pan i mówi po poznańsku “Wynocha stąd bo to jest moje!” Moja mama chwyciła, co miała pod ręką i krzyknęła na niego “Won mi stąd!”

Ulica Zjazdowa. Domy, które nie zostały zasiedlone, zostały w pierwszych latach po wojnie rozebrane. Zdjęcie przedwojenne. Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig

Wiele z domów na ul. Zjadowej nie zostało ostatecznie zasiedlonych, i pomimo tego, że były w bardzo dobrym stanie, zostały rozebrane. Część cegieł pojechała na odbudowę Warszawy, pozostałe cegły i drewniane elementy więźby pozabierali mieszkańcy na swoje potrzeby. Rozebrano wszystkie domy przy nieistniejącej dzisiaj uliczce Domstrasse (Katedralna) naprzeciw kościoła św. Trójcy i szkoły. W tym miejscu przebiega dziś ulica Rawicka, która kiedyś biegła przy samej szkole (jej brukowane fragmenty to obecnie parking przy kościele). Wiele lat po wojnie, w latach 70-tych, rozebrano również duży piętrowy budynek stojący na północno-wschodnim rogu rynku, po lewej stronie od domu nazywanego dziś “zieloną budką”. Na dole mieściły się tam po wojnie dwa duże sklepy: sklep “metraż” (z materiałami tekstylnymi) pani Eli Piotrowskiej, i sklep spożywczy.

Wschodnia strona rynku w Wińsku. Duży dom na rogu mieścił sklep "metraż" i sklep spożywczy. Rozebrano go w latach 70-tych. Obok niego po prawej kolejno: istniejący dom tzw. "zielona budka", hotel Czarny Orzeł rozebrany w latach 1962-63, sklep pana Kotłubaja (rozebrany), sklep pana Siedleckiego (rozebrany), istniejący dom pana Mocka (przedwojennny hotel Pod Złotą Gwiazdą), dwa domy rozebrane po wojnie. Zdjęcie przedwojenne: Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig

Na rynku w Wińsku przed wojną mieściły się dwa hotele: zburzony w latach 60-tych Czarny Orzeł i drugi: Pod Złotą Gwiazdą (budynek, w którym zakład fryzjerski ma pani Asia).

Budynek hotelu Czarny Orzeł, który stał w miejscu, gdzie potem zbudowano parterowy budynek z usługami rymarskimi, miał charakterystyczne arkady. Często rozkładali się tam kramarze. Przed wojną na początku lat trzydziestych jego właścicielką była Marta Hildebrandt. Rita Steinhardt Botwinick, autorka książki “Wińsko 1933-1946” pamięta, że jako mała dziewczynka kilka razy była w środku hotelowej restauracji. Pani Hildebrandt musiała kochać fuehrera miłością czystą, ponieważ na eksponowanym miejscu wybudowała mu ołtarzyk, na którym zdjęcie Hitlera było zawsze udekorowane świeżymi kwiatami i oświetlone. Pan Baryluk wspomina, że budynek rozebrano na początku lat  60-tych. 

Hotel Czarny Orzeł, rozebrany w latach 1962-63. Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig

Tuż po wojnie kościół św. Trójcy służył niemieckim ewangelikom, a po wyjeździe Niemców w sierpniu 1946 r, odprawiane były tam nabożeństwa dla prawosławnych Łemków przesiedlonych tu w ramach akcji “Wisła”. Ksiądz prawosławny mieszkał tam, gdzie później zamieszkali państwo Wochowie. Później z kościoła św. Trójcy wywieziono cały sprzęt, ołtarz i dzwony, które trafiły do jednej z parafii na lubelszczyźnie. Pan Kazimierz Chamkało, kierowca ciężarówki, w drodze powrotnej przystanął, aby zdrzemnąć się w samochodzie i zaczadził się spalinami.  Został pochowany na cmentarzu w Wińsku. Ksiądz Ludwik Adamski w latach 70-tych starał się o zwrot dzwonów, ale ostatecznie nie powróciły one do Wińska. Dzwony z kościoła św. Michała, który przed i w czasie wojny był kościołem katolickim, zostały przez Niemców w 1942 zdjęte i wywiezione do huty, gdzie przetopiono je na broń. Ołtarz z kościoła św. Trójcy wywieziony został niedaleko Wińska, do jednego z kościołów koło Wołowa. Wokół kościoła pod ziemią istniały krypty. Pewnego razu pod ciężarówką wiozącą żwir przy kościele zapadła się ziemia ukazując sklepienie. Ciężarówkę wyciągnięto a dziurę zasypano. Jest ich tam ponoć więcej. 

Wińsko, 21 kwietnia 1942. Dzwony z kościoła św. Michała zostały ściągnięte z wieży i wywiezione do huty. Przemysł zbrojeniowy III Rzeszy zaczynał odczuwać braki surowca. Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig
Niemieccy katolicy z żalem żegnali swoje dzwony. Treść pożegnalnego wiesza: Rozstajemy się dziś ze smutkiem, z naszymi piewcami radości i żałoby, rozkołysać was było najwyższym zaszczytem, niech wasza śmierć przyniesie pokój, Wińsko 21.4.1942

 Tadeusz Baryluk przyjechał do Wińska rok po wojnie. Na wschodzie jego rodzina doświadczyła również wielu tragedii. Wielu bliskich zginęło z rąk banderowców. 3 marca   1943 o czwartej rano w rodzinnej Horodnicy w województwie Tarnopolskim zginęła przeszyta kulą jego babcia Maria Gajda. Ten sam pocisk następnie ugodził w lewe ramię jej córkę Franciszkę Gajdę. Kulę wyjął później z rany rosyjski doktor i zapytał, co ma z nią zrobić. Rodzina Baryluków przechowuje ją do dziś razem z różańcem w małym, czerwonym pudełeczku z pięcioramienną gwiazdą. W 1997 Tadeusz odwiedził rodzinne strony i dowiedział się od swojej ciotki, że zabójcą był ich ukraiński sąsiad o nazwisku Bełskyi. 

Kula, która zabiła babcię pana Tadeusza Baryluka. Rodzina Baryluków przechowuje ją do dzisiaj, jako tragiczną pamiątkę.

Ośmioletni Tadeusz, pasąc krowy, był też świadkiem jak ukraińska policja ubrana w niebieskie mundury pod nadzorem SS-mannów zamordowała 62 Żydów. Ciała wrzucono do dołu, z którego wcześniej wykopywano glinę. Barylukowie nie wyjechali w 1943, jak inni, na roboty do Niemiec, ponieważ ojciec, który był na froncie, kazał im czekać na niego w rodzinnym domu. Dopiero po jego powrocie wszyscy wyjechali pociągiem na ziemie odzyskane. Do Wińska dotarli w połowie 1946, po dwóch miesiącach spędzonych w wagonie. 

 
Brat (w mundurze SP - Służba Polsce) i ojciec Tadeusza Baryluka po powrocie z frontu, rok 1945.

WŁADZA LUDOWA

 Tuż po wojnie pierwszym wójtem został Andrzej Marszałek. Potem przewodniczącym Gminnej Rady Narodowej był pan Drzewicki z poznańskiego. Gmina Wińsko istniała do 16 marca 1954 roku Obejmowała 60 sołectw i była większa, niż obecnie. Tego dnia przekształcono ją w cztery Rady Gromadzkie: Wińsko, Piskorzyna, Głębowice i Rudawa. Pan Tadeusz pamięta to dobrze, jako że pracował wtedy w Powiatowej Radzie Narodowej jako instruktor ochrony roślin.

   Tuż po wojnie istniały w Wińsku liczne prywatne sklepy, ale wkrótce władza ludowa zaczęła niszczyć prywatną inicjatywę gnębiąc ich właścicieli podatkami. W efekcie jeden po drugim prywatne sklepiki zaczęły upadać (między innymi sklepy pana Siedleckiego, Kotłubaja i Szaronia). Niewiele lepiej władza ludowa obeszła się z rolnikami. Narzucono im kontyngenty, w wyniku których zobowiązani byli do sprzedaży zboża po cenie niższej, niż koszty produkcji. Za jeden kwintal żyta w ramach obowiązkowych kontyngentów płacono 60 zł podczas gdy cena rynkowa tego kwintala wynosiła 160 zł.  Dla wielu rolników oznaczało to życie w skrajnej nędzy, ponieważ była to cena poniżej kosztów produkcji.

 Na pochody pierwszomajowe przez długi czas wożono mieszkańców Wińska do Wołowa. Obecność była oczywiście obowiązkowa. Uchylającym się groziły poważne kary. Chcąc nie chcąc wińszczanie musieli wdrapywać się na przyczepy ciągnione przez traktory lub furmanki i z transparentami i śpiewem na ustach turlać się do stolicy powiatu. Później, w latach 80-tych,  pochody odbywały się już w samym Wińsku a trybuna ustawiana była przed urzędem gminy. Podestem była przyczepa, do której pana Marian Manaczyński dorabiał drewnianą balustradę i schody.

Defilada pierwszomajowa w Wołowie. Kolumnę Ligi Obrony Kraju prowadzi przed trybuną Tadeusz Baryluk, 1960 rok.
Festyn na stadionie w Wińsku, koniec lat 70-tych.

Władza ludowa miała w Wińsku wielu przeciwników. Pan Tadeusz wspomina, gdy przyszło po niego UB: Był 1954 rok. Ja miałem 19 lat. My zawsze jak to kawalerka chodziliśmy do świetlicy. Do mnie przyszedł ubowiec taki mały z Wołowa, że z nim mam iść. Pytam się: “To co, mam się ubrać, czy zaraz wracam?”  

“Ubierzcie się obywatelu.” 

Posterunek był w domu, który stoi na rogu Ogrodowej i Kościelnej, na górze była klitka do zamykania. Wypytywali mnie co wieczorem robimy w tej świetlicy. Powiedziałem: “Nic nie robię.” 

“A co robicie po 22 jak zamkną świetlicę?” 

“Aaa, czasem stoimy w rynku, gadamy, kawały opowiadamy…”

“Jakie kawały?!” 

Chcieli wyciągnąć ode mnie czy to kawały polityczne, a ja im mówię “A takie o dupie Maryni.” 

Po trzech godzinach puścili mnie do domu. Jak się okazało, ktoś na dębie naprzeciwko lokalnej siedziby partii (obecnie oddział banku spółdzielczego na ul Mickiewicza) rozkleił ulotki krytykujące władzę ludową. Zamknęli za to Tadka Sadowińskiego, Heńka Nowakowskiego i Mańcia Manaczyńskiego. Siedzieli ponad 2 miesiące na UB we Wrocławiu na Podwalu, ale nie przyznali się do niczego i puszczono ich w końcu do domu. 

 Wśród wińszczan byli też i tacy którzy nowej władzy chcieli bardzo pomagać. Jeden z nich, mieszkaniec ulicy Rawickiej, ubowiec, podsłuchiwał sąsiadów pod oknami i o wszystkim meldował odpowiednim służbom.  

 
Wierszyki takie jak ten były przepisywane ręcznie i podawane z rąk do rąk. Kopia pochodzi z Wińska, rok 1980.

 

ROZRYWKA I SPORT

 Zaraz po wojnie wielu wińszczan chodziło kąpać się stary basen przy drodze na Słup. Ośrodek rekreacyjny został zniszczony przez Rosjan, ale na basenie zachowała się zjeżdżalnia, trampolina i brodzik dla dzieci. Przez wiele lat po wojnie było to miejsce wypoczynku dla mieszkańców Wińska. Pani Irena pamięta również mało zoo i klatki, w których trzymane były zwierzęta i różne ptaszki. 

Starsi mieszkańcy Wińska wspominają, że przez wiele lat po wojnie stary basen był miejscem rekreacji. Zdjęcie przedwojenne. Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig

Pewnego razu wracając z basenu w towarzystwie trzech koleżanek, Irena Kotłubaj po raz pierwszy spotkała Tadeusza Baryluka. Niedługo potem będąc z tymi samymi koleżankami w kinie w Wińsku, natknęła się na niego ponownie. Podczas seansu siedział w rzędzie za nimi i zaczął jej coś szeptać do ucha. Tadeusz poszedł do wojska ale znajomość przetrwała i w 1957 wzięli ślub, którego udzielił im ks. Burzyński. Tadeusz grał w drużynie piłkarskiej, na którą nie było w klasie D mocnych. W 1953 zajęli drugie miejsce pokonując drużyny z Wrocławia i Wołowa ustępując tylko zespołowi z Oleśnicy. 

 
Ślub Ireny i Tadeusza Baryluków. Sakramentu udziela ks. Burzyński, rok 1957.
Wińsko miało swoją drużynę piłkarską jeszcze przed wojną. Zdjęcie wykonano na stadionie w Wińsku, z tyłu widoczny budynek starego domu kultury. Zdjęcie przedwojenne. Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig

W owym czasie ulubioną formą spędzania czasu były potańcówki. Odbywały się one regularnie w sali w Kleszczowicach mieszczącej się na początku wsi oraz w starym domu kultury i w Europie. Pan Łysakowski miał stary adapter i wiele płyt, które przywiózł ze wschodu. Popularne były choinkowe czyli karnawałowe zabawy składkowe, przy okazji których bito świnkę i cielaka. 

 W latach 60-tych pojawiły się pierwsze telewizory. Niestety, psuły się bardzo często i miejscowy mechanik miał pełne ręce roboty. Telewizory były co prawda czarno-białe, ale można było do nich dokupić szybkę mocowaną na gumkę, która miała trzy kolorowe pasy: niebieski na górze, żółty pośrodku i zielony na dole. W ten sposób czarno-białe audycje i filmy  telewizyjne stawały się prawie kolorowe. 

 
Sala taneczna w starym domu kultury. To tutaj co tydzień odbywały się potańcówki a w Sylwestra huczne zabawy noworoczne. Zdjęcie przedwojenne. Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig
Potańcówki odbywały się również na sali w Kleszczowicach. Parkiet taneczny wyłożony był tam szklanymi, podświetlanymi kaflami. Zdjęcie przedwojenne. Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig

Ulubionym miejscem spotkań męskich mieszkańców Wińska była gospoda “Pod Jeleniem” mieszcząca się tam, gdzie dzisiaj jest posterunek policji. Ci, którzy odwiedzili choć raz to miejsce, do dziś pamiętają gwar i hałas tam panujący. W roku 1972 na rogu rynku, w miejscu, gdzie dziś stoi ośrodek zdrowia, wybudowano nowo wybudowaną restaurację, której później nadano nazwę “Karina”. Jej kierownikiem z przerwami był w latach 1974-83 Tadeusz Baryluk. Obowiązywała zasada, że do każdych stu gram wódki trzeba było dokupić “konsumpcję”, czyli śledzia w oleju z cebulką, lub galaretę. Kuchnia musiała codzienne przygotować sporo porcji. 

 
Uroczyste otwarcie restauracji, rok 1972. Obecni na sali między innymi panowie: Matus, Gołąb, Wymazała, Szumega, Kądziołka, Potyraj. Na stołach króluje oranżada w butelkach z ceramicznym korkiem na sprężynce.

W latach 70-tych coraz więcej ludzi zaczęło kupować samochody. Posiadanie własnej syrenki otwierało wiele nowych możliwości spędzania urlopu. Można było teraz zabrać całą rodzinę na wycieczkę po Polsce.

Rodzina Baryluków na wycieczce nową syrenką. Rok 1970.

Świętem o dużej randze było w latach “komuny” Święto Kobiet. W zakładach i urzędach tego dnia organizowane były przyjęcia, pracownice otrzymywały życzenia i kwiaty (“dyżurnym” kwiatem był goździk).

Naczelnik Fojt rozdaje kwiaty zasłużonym pracownicom urzędu i spółdzielni GS z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet.

ZAKŁADY PRODUKCYJNE

 Na Mickiewicza powstał zakład Wołowska Rejonowa Spółdzielnia Pracy produkująca wiązki kabli, a na ul. Piłsudskiego powstało przedsiębiorstwo LAS z Wrocławia. W tym samym mniej więcej czasie powstała samodzielna spółdzielnia GS. Młyn podlegał z początku pod gminę. później przejął go GS. Na początku lat 80-tych był to najlepszy młyn w okolicy, produkujący mąkę wysokiej jakości. W nieczynnych dziś silosach przechowywano zboże skupowane od okolicznych rolników. W każdy czwartek pod młyn podjeżdżali rolnicy i mielili mąkę na własne potrzeby. Młyn i silos zostały wybudowane w latach 30-tych. Młyn był jednym z najnowocześniejszych na owe czasy. Maszyny mielące mąkę napędzane były elektrycznością. Oprócz tego w okolicy czynny był jeszcze jeden młyn w Węgrzcach, napędzany maszyną parową.

Wnętrze młyna w Wińsku, koniec lat 30-tych dwudziestego wieku. Zdjęcie z archiwum Sophie Dodds, córki przedwojennego właściciela młyna Richarda Marchnera.

Cegielnia, choć nie zniszczona, nigdy nie została uruchomiona, Skórzane pasy transmisyjne napędzające maszyny zabrali Rosjanie. Do wyrobiska w latach 80-tych wrzucono i zakopano płyty nagrobkowe z cmentarza ewangelickiego. Płyty wykonane z szlachetniejszych kamieni zostały rozszabrowane przez poznaniaków. Pierwszy dom w Wińsku zaczęto budować w Wińsku dopiero w 1972. Budowę rozpoczął Czesław Woch.

Cegielnia za ul. Ogrodową. Zdjęcie przedwojenne. Źródło: Archiv des Patenschaftsbeirates Meschede-Winzig

 

Opracował Bogodar Zielnica.