A dookoła obcy świat… – wspomnienia i zdjęcia Augustyna Czyżowicza

Augustyn Czyżowicz urodził się w roku 1939 w Sąsiadowicach. Wieś leżała w powiecie samborskim, w województwie lwowskim, kilkadziesiąt kilometrów na wschód od obecnej granicy polsko-ukraińskiej. Przed wojną Sąsiadowice liczyły 3000 mieszkańców, w przeważającej liczbie Polaków. Oprócz nich mieszkało również kilka rodzin żydowskich. Po wybuchu II wojny światowej front przechodził przez miejscowość kilka razy. Najpierw pojawili się Niemcy, ale po 17 września, zgodnie z ustaleniami paktu Ribbentrop-Mołotow wycofali się za San. Wkrótce w Sąsiadowicach pojawiły się oddziały Armii Czerwonej przyłączając tereny na wschód od Sanu i Bugu do ZSRR. Rankiem 22 czerwca 1941 sąsiadowiczanie usłyszeli detonacje. Niemcy rozpoczęli operację Barbarossa bombardując cele wojskowe w okolicy. Oddziały Wehrmachtu przeszły przez wieś nie napotykając żadnego oporu ze strony Armii Czerwonej. Ukraińcy uwierzyli, że oto spełnia się niemiecka obietnica utworzenia niepodległej Ukrainy. Nacjonaliści ukraińscy postanowili oczyścić tereny przez nich kontrolowane z ludzi innych narodowości.  Na szczęście Polacy z powiatu samborskiego uniknęli tragicznego losu mieszkańców Wołynia, ponieważ stanowili na tym terenie przeważającą większość i chroniły ich liczne oddziały partyzanckie Armii Krajowej.

 

Augustyn Czyżowicz

Dom Czyżowiczów w Sąsiadowicach, lata 40-te. Ojciec Augustyna, Władysław, był kołodziejem. Swój warsztat zabrał ze sobą na Ziemie Odzyskane.
Wojsko polskie z Sambora na ćwiczeniach w Sąsiadowicach. Zdjęcie przedwojenne.

 

Po serii błyskawicznych sukcesów w 1941 armie niemieckie zostały zatrzymane pod Moskwą. Mijały kolejne lata. Rosjanie stopniowo wypierali Niemców na zachód. W lipcu 1944 Armia Czerwona wkroczyła ponownie do wsi. W 1945 roku z Sąsiadowic wyjechało wiele rodzin, które osiedliły się w powiecie Turek we wsi Tarnowa. Po wojnie mieszkańcy dowiedzieli się, że nie mieszkają już w Polsce, tylko w Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. Nadszedł czerwiec 1946. Pan Augustyn, który wtedy chodził do pierwszej klasy ukraińskiej szkoły podstawowej, wspomina to tak:  

Wracałem z tatą z kościoła. Po drodze przechodziliśmy obok urzędu gminy, która wtedy nazywała się już “salirada”. Wzgórze było obstawione przez jakieś wojsko. Dzieci odesłano do domu a dorosłym nakazano wejść do budynku. Tam odczytano listę rodzin, które mają być przymusowo wysiedlone ze Związku Radzieckiego do Polski.

Mieszkańcom dano jeden dzień na spakowanie się. W poniedziałek rodziny przeznaczone do wysiedlenia miały zjawić się z dobytkiem na stacji w Samborze. Ojcu pana Augustyna żal było zostawiać nowo wybudowany dom, czynił więc starania, aby pozwolono mu zostać w Sąsiadowicach. Jego prośba została odrzucona.

Prośba Władysława Czyżowicza o skreślenie z listy repatriacyjnej.

 

Augustyn Czyżowicz:

Na stacji w Samborze załadowaliśmy się do wagonów towarowych krytych. Zabraliśmy ze sobą warsztat kołodziejski, przedmioty codziennego użytku i zwierzęta hodowlane. Do celu przeznaczenia na ziemie zachodnie jechaliśmy długo. Po dwóch tygodniach pociąg zatrzymał się na stacji Stróża (obecnie Skokowa). Tam staliśmy kilka kolejnych dni. Mój brat  wypuścił się na rekonesans i przyniósł ze sobą z niemieckiego składu dużą ilość nart. Nigdy nie wiadomo, co mogło się przydać na nowym miejscu. Nasz wagon został odczepiony od składu i lokomotywa zaciągnęła go przez Rawicz na stację do Wińca (dawna nazwa Wińska).”

Dwa tygodnie później z Sąsiadowic wyjechał kolejny transport, który skierowano do Gryfina na Pomorzu. W transporcie tym byli również księża. Rodziny polskie, którym udało się uniknąć przymusowej wywózki do Polski, spotkał ciężki los . Na przełomie 1947/1948 zostały zesłane na Syberię, skąd pozwolono im wrócić do Sąsiadowic dopiero po kilku latach. Większość z nich w latach pięćdziesiątych wyjechała w końcu do Polski. W Sąsiadowicach ostatecznie zostało około 100 polskich rodzin, które żyją tam do dzisiaj.

Wczesna wiosna, rok 1946. Pociąg z repatriantami na stacji Głęboka koło Sąsiadowic gotowy do odjazdu. Na zdjęciu Anna Synówka, Stanisław Synówka i Stanisław Kotla. Anna i Stanisław Synówka po przyjeździe na ziemie odzyskane zamieszkali w Brzózce.
Repatrianci z Sąsiadowic z dobytkiem na stacji Gryfino, rok 1946.
Karta ewakuacyjna wydana rodzinie Czyżowiczów w roku 1946.
Rewers karty ewakuacyjnej. Z wpisów wynika, że rodzina dostała 1000 zł zapomogi doraźnej i koszulę od PCK w Rawiczu.

 

Augustyn Czyżowicz tak wspomina dzień, w którym, jako ośmioletni chłopiec, przyjechał pociągiem do Wińska:

 

Na stacji w Wińsku wyładowaliśmy się z całym dobytkiem. Stryj zorganizował dwie furmanki i pojechaliśmy przez Wińsko do Potoku (tak nazywała się wtedy Brzózka). W Stryjnie wyszli im na powitanie znajomi stryja. Zamieszkaliśmy u stryja Franciszka w domu, w którym mieszkała również Niemka z dwiema córkami. Niecały miesiąc później dojechali babcia Wiktoria, stryj Augustyn i ciocia Adela. Przyjechała też przyszła żona stryja, Helena. Niedługi czas potem, jesienią 1946 odbył się w Głębowicach ślub. Na przyjęciu była również mieszkająca z nami Niemka.

Dowód wniesienia opłaty za zameldowanie, 15.07.1946 wystawiony na starym poniemieckim kwicie sklepu spożywczego.

 

Choć na samym początku było jeszcze dużo niezajętych budynków, osadnicy woleli zamieszkać po kilka rodzin w jednym domu, ponieważ to dawało im poczucie bezpieczeństwa. Mało kto był na tyle odważny, aby wypuszczać się samemu poza obręb wioski. Brat pana Augustyna odważył się pewnego razu pójść do lasu na grzyby, ale szybko przybiegł z powrotem do domu przerażony, ponieważ na drzewie zauważył wysoko zawieszone łóżko.

Późną jesienią 1946 Czyżowiczowie przenieśli się do budynku, który zwolnił pan Szpak, ponieważ sam przeniósł się do Turzan. W tamtejszym majątku stacjonowali Rosjanie. Niemcy panicznie się ich bali, natomiast z Polakami żyli dobrze. Sąsiedztwo Rosjan sprawiło, że okolica była bardzo niebezpieczna. Zwycięzców nie obowiązywało żadne prawo. Raz po raz słychać było strzały. Szwagier komendanta MO w Brzózce, Kempczyńskiego, wdał się na zabawie w Węglewie w awanturę z Rosjaninem. Szczegółów pan Augustyn nie pamięta, ale żołnierz i szwagier z zabawy już nie wrócili. Kto do kogo strzelał? Nawet jeśli ktoś wiedział, bezpieczniej było milczeć. Inna tragedia rozegrała się w Trzcinicy Wołowskiej. Rosyjski żołnierz próbował zgwałcić młodą Niemkę. Rodzice dziewczyny próbowali jej bronić, ale oboje zostali przez Rosjanina zastrzeleni.

W lutym 1947 rodziny niemieckie mieszkające w Brzózce zostały przymusowo wysiedlone w głąb Niemiec.

Aby zapewnić bezpieczeństwo na wsiach, mieszkańcy musieli utworzyć tzw. wartę nocną. Również w Brzózce dwuosobowe patrole pełniły całonocną służbę. Służbowa tabliczka przekazywana była kolejnym sąsiadom.

W pierwszych latach osadnikom brakowało wszystkiego.

Augustyn Czyżowicz:

Pewnego dnia tato kupił dla mnie od handlarza starzyzną jeden trzewik, ale przecież ja mam dwie nogi. Drugi but dorobił mi szewc w Rudawie. Problem był taki, że tato kupił but z czubkiem płaskim a szewc miał kopyto na czubek szpiczasty. Wstydziłem się chodzić w dwóch różnych butach, ale nie miałem wyjścia.

W pierwszych latach po wojnie ubrania były towarem trudno dostępnym.
Dzieci z Rudawy, lata 50-te.

 

Prawie cała żywność była na kartki, chociaż czasami trafił się jeszcze poniemiecki kopiec ziemniaków.

Karta zaopatrzenia. Najbliższy sklep, w którym można je było zrealizować, znajdował się w Wińsku.
Rewers kartki żywnościowej.
Rewers kartki żywnościowej. Na dwóch pieczątkach widnieją dwie różne nazwy Wińska.

 

Augustyn rozpoczął edukację szkolną jeszcze w szkole ukraińskiej  i uczył się z podręcznika wychwalającego Stalina i komunizm. Po przyjeździe na zachód kontynuował naukę w szkole w Rudawie, chociaż był najmłodszy w całej klasie.

Czytanka o Stalinie w podręczniku, z której uczył się Augustyn Czyżowicz w roku szkolnym 1945/1946.
Wiersz o Stalinie.

 

W roku 1946 powstała szkoła w Stryjnie. Do klas początkujących zgłosiła się młodzież w różnym wieku. Wojna sprawiła, że wielu z nich nie miało możliwości nauki aż przez 6 lat. Dzieci przydzielono do różnych klas w zależności od umiejętności. Nauczycielem był pan Gieler a nauczycielką Anna Jasińska. Wielu ludzi przybyłych ze wschodu było kompletnymi analfabetami, którzy na dokumentach podpisywali się stawiając krzyżyk. Również dla nich odbywały się zajęcia nauki czytania i pisania.

Szkoła w Stryjnie, 1947.

 

W budynku, w którym mieszka obecnie pan Augustyn, znajdował się posterunek Milicji Obywatelskiej. Na budynku zachował jeszcze się fragment uziemienia od zainstalowanego tam telefonu.

Polacy przymierzali się do gospodarowania – pomagali sobie nawzajem, łączyli się w spółki rodzinne i sąsiedzkie, sprzęgali się końmi i razem pracowali. Aby przetrwać, zatrudniali się również w PGRze. Rodzinom tam mieszkającym pozwolono oświetlać mieszkania, ale mogli używać tylko jednej żarówki. Prąd wytwarzany był za pomocą lokomobili i dynama. Reszta wsi została zelektryfikowana dopiero w 1952 r. Pan Augustyn wspomina, że gdy w końcu w ich domu rozbłysła żarówka, nie mógł oderwać od niej wzroku i wpatrywał się w nią, aż zaczęły go boleć oczy.

Lokomobila, za pomocą której wytwarzano prąd w Brzózce do roku 1952.

 

Oznaką zamożności gospodarza było posiadanie wozu na gumowych kołach. Po wojnie wszyscy mieli wozy z kołami na stalowych obręczach, tak zwane “żelaźniaki”. Jak jechało się takim wozem po kocich łbach, to krzyż bolał niemiłosiernie. Pierwszym gospodarzem w Brzózce, który kupił wóz na gumowych kołach, był góral. Jakiś czas później zwierzył się panu Augustynowi swoją gwarą: “Wicie, jak patse jak ktoś jedzie zelaźniakiem, to mi sie zadaje, ze dziod.”

Orka pługiem jednoskibowym, okolice Brzózki.

 

W roku 1948 podjęto się budowy kapliczki. W porozumieniu z kierownikiem PRG-u Krzyżosiakiem ustalono, że kapliczka miała stanąć naprzeciw bramy PGR-u. W czasie budowy w kapliczkę wmurowano butelkę z banknotem 500-złotowym i kartką z opisem intencji jej wybudowania.

 

W 1952 przeprowadzono komasację i klasyfikację gruntów. W zależności od wielkości gospodarstwa przydzielano od 5 do 10 hektarów. Próba kolektywizacji nie udała się, bo z gospodarzy w Brzózce do kołchozu w Stryjnie zapisał się tylko jeden gospodarz, Kempczyński. Rodziny były zbyt liczne, aby mogły się utrzymać tylko z pracy na roli. Kto mógł, szukał dodatkowej pracy, aby jakoś przeżyć. Pan Augustyn pracował w wielu miejscach, między innymi w Rokicie w Brzegu Dolnym i w PGR w Osieku koło Lubina. Dojeżdżał tam ruskim rowerem. W tylnym kole brakowało siedmiu szprych, więc droga zajmowała mu dużo czasu.

Jeden z pierwszych ciągników w Brzózce - Ursus C-45.
Żniwa, młócenie zboża poniemiecką młockarnią, lata 50-te.
Pierwszy kombajn w Brzózce - Staliniec, lata 50-te.
Dyniowe żniwa, lata 50-te. Wóz powozi Władysław Czyżowicz.

 

Po dojściu Gomółki do władzy dla ludzi mieszkających na wsi nastały lepsze czasy. W Brzózce powstało wtedy pierwsze kółko rolnicze. Po reformie administracyjnej w latach 50-tych powstały Gromadzkie Rady Narodowe, najpierw w Rudawie, a w 1958 w Głębowicach. Dojechać tam jednak z Brzózki nie było łatwo. Pan Augustyn wspomina, że droga z Brzózki do Głębowic była w tak złym stanie, że książki do biblioteki wieźli na wozie polami. W roku 1973 powstała gmina Wińsko. Opłacalna stała się dla rolników uprawa tytoniu. Wymagała ona jednak dużego nakładu pracy.  

Zebrane liście tytoniu trzeba było nawlekać na sznurek albo drut i wieszać do wysuszenia.

 

Młodzież z Brzózki spędzała wolny czas na potańcówkach w świetlicy i na festynach. Na placu między pałacem i parkiem powstało boisko i plac zabaw. Zabawy odbywały się również w okolicznych miejscowościach. Pan Augustyn wspomina, że ludzie w tamtych czasach spędzali więcej czasu ze sobą.  

Mecz siatkówki na boisku przy pałacu w Brzózce, lata 50-te.
Zabawa w parku przy pałacu w Głębowicach, lata 50-te.
W drodze na zabawę, lata 50-te.
Dziewczęta z Brzózki, lata 50-te.
Kawalerka z Brzózki pomaga żonatemu koledze pilnować dziecko.

 

Ważnym miejscem dla wszystkich mieszkańców był kościół, chociaż na początku wspólna modlitwa i śpiew były nie lada problemem. Ludzie pochodzili z różnych stron, mówili różnymi gwarami. Pan Augustyn wspomina to z uśmiechem: Jak zaczęli zapiewać w kościele, to ani w przód, ani w tył.  

Pierwsza Komunia Święta w nowo ustanowionej parafii Głębowice.
Pierwsza Komunia Święta w nowo ustanowionej parafii Głębowice.

 

Pan Augustyn szybko odkrył w sobie pasję fotograficzną. W roku 1956 razem z ojcem wybrali się do Wrocławia i kupili nowy aparat Belfoca produkcji niemieckiej. Od tego czasu młody Czyżowicz zaczął uwieczniać na kliszy życie codzienne w swojej okolicy. Na zdjęciach przez niego wykonanych możemy zobaczyć, jak wyglądało życie mieszkańców Brzózki, Stryjna, Głębowic i innych okolicznych miejscowości. Swoją stodołę pan Augustyn zamienił na muzeum, w którym zgromadził stare narzędzia i maszyny rzemieślnicze i rolnicze, dokumenty oraz galerię zdjęć.

Zapytany, dlaczego poświęcił się pasji fotografowania otaczającej rzeczywistości i ratowania starych przedmiotów, odpowiedział:

  To jest potrzeba serca. Wynika z szacunku dla naszych przodków. Ja na tych wszystkich sprzętach pracowałem, wiem jak je obsługiwać. Nie chciałem, żeby ta wiedza odeszła razem ze mną. Jak patrzę na obrazy Chełmońskiego, to jest ten świat, ten czas, który pamiętam, który mam w swoim sercu. Doczekaliśmy takich czasów, że dajemy dziecku pomarańczę, a ono mówi, “Nie chcę”, co było w moim pokoleniu nie do pomyślenia, a nawet nie do zdobycia. Swojej czwórce dzieci mówiłem tak: Dzieci! Tyle mogę, ile mogę. Mogę wam jeszcze zrobić zdjęcie swojej dłoni, że ja więcej nie mogę. Idźcie popatrzeć do szopy, jak żyli dziadkowie. A jak chcecie lepiej, to koszulę raz zakasać do góry. A jak chcecie jeszcze lepiej, to dwa razy zakasać.

Wkład pana Augustyna w ocalenie pamięci o tamtych trudnych czasach został doceniony. Jego zdjęcia były wielokrotnie pokazywane na wystawach, wydano wiele książek z jego zdjęciami i wspomnieniami. Powstał również o nim film dokumentalny.

  Augustyn Czyżowicz chętnie oprowadza wszystkich, których interesuje historia, po swoim muzeum w Brzózce. Kontakt: tel. 693 350 658  

Aparat Belfoca, kupiony przez Augustyna Czyżowicza we Wrocławiu w 1956.
Wrocław, 1956. Jedno z pierwszych zdjęć, jakie zrobił Augustyn Czyżowicz nowo kupionym aparatem.
Muzeum Augustyna Czyżowicza w Brzózce.
Klasa siódma ze szkoły w Rudawie, 1952.
Szkoła w Stryjnie, ok. 1958.
Szkoła w Rudawie, ok. 1959.
Szkoła w Głębowicach, ok. 1958. Na zdjęciu uczniowie, nauczyciele i drugi proboszcz parafii w Głębowicach ks. Władysław Zaforymski.
Szkoła w Białawach, ok. 1959.
Głębowice, zdjęcie klasowe, ok. 1958.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *